Dziady z Korkiem (20.05.99, Forum Fabricum na Wólczańskiej 81/83 w Łodzi)


TEXT, KTÓRY NIGDZIE SIĘ NIE MIEŚCI

Cześć, przesyłam tekst, który nigdzie się nie mieści... (a taką miałem nadzieję, że się zmieści...)

pozdrawiam - holevinski

 

Dziady z saksofonem Korka

Muzyka. Nocne improwizacje w klubie Forum Fabricum. Grupa Twórcza Prokadencja zaprosiła do Łodzi dwa zespoły owiane mgiełką czegoś nieokreślonego: poszukiwań, dzikości, dziwności.

W obydwu pierwsze skrzypce, a raczej pierwszą "dmuchawę" grał człowiek , który mawia o sobie "Z całym szacunkiem dzika świnia" czyli Aleksander Korecki.

Pierwszej nocy wystąpiły Dziady Żoliborskie (www.dziady-zoliborskie.art.pl). Ich koncert zaczął się niemrawo. Nie wiadomo było, czy muzycy stroili się czy już grali, czy te zdziwaczałe nuty są wynikiem pomyłki, defektem różnych elektronicznych cudów czy już wstępem? Ale ta "melodia" trwała przez czas jakiś i była bardzo irytująca. Monotonny rytm z komputera, dwie improwizacje wygrywane na klawiszach i instrumencie Korka, który brzmiał jak... może organy kościelne nagrane na taśmę i puszczone od tyłu?

Z czasem jednak ten irytujący hałas zaczął wciągać, zaczął sprawiać, że z niecierpliwością czekało się na to, co nastąpi za chwilę. Dźwięk "organów" stawał się nieomal przyjemny. I tak było z każdym następnym utworem. Z tym, że elektronice towarzyszyła coraz to inna "dmuchawa", z góry określająca nastrój i emocje improwizacji, która przygrywała oniemiałym filmom stylizowanym na bezgłośne komedie z początku naszego stulecia, pełne wariatów z pianą od golenia na twarzy, z napisami komentującymi akcje...

Raz tylko Dziady zaczęły śpiewać. Właściwie nie śpiewać, a wrzeszczeć. Rytmiczny krzyk rozpoczął się już po kilku taktach i "siedział" sobie obok dwóch solowych popisów "dmuchawy" i klawisza aż do ostatniej nuty. Wtedy muzycy zaczęli wrzeszczeć, publiczność zaczęła wrzeszczeć, a oniemiały film pokazał tabliczke na drzwiach "Odwiedziny w szpitalu surowo wzbronione"...

Noc druga natomiast, należała do "Dzikiej świni" i jej najnowszego wcielenia noszącego nazwę "Korekcji". Trzyosobowy skład: saksofon (plus śpiew, plus gitara), bas i perkusja zagrał nierówno, miejscami oszałamiająco i zepsuł nieudanymi muzycznymi wycieczkami bardzo ładną piosenkę o "dziewczynach tańczących na pięciolinii", piosenkę, o której zwykle pisze się - nie bez racji - "wdzięczna i bezpretensjonalna".

Korekcja zagrała nierówno: w wielu miejscach niepotrzebnie zwalniała, niepotrzebnie wdawała się w nudne muzyczne "szwędanie się".

Na szczęście perkusista wyrywał wszystkich z letargu bardzo efektownym zagraniem - nagłym i niezwykle mocnym uderzeniem w bębny, które obudziłoby umarłego. I wtedy Korekcja nabierała tempa. Bębniarz szalał. Basista szalał. Korek szalał. To było widać. Miałem wrażenie, że uczestniczę w szybkim i agresywnym koncercie jakiegoś dzikiego zespołu punków. Dobrze, że mieli takie "chwile zapomnienia". Bardzo dobrze. I głośno.

A utwór "Wariat czyli portret czegoś o nadmiarze duszy" poleciłbym każdemu.

Maciej Cholewiński

Dziady Żoliborskie i Korekcja w Forum Fabricum 20, 21 maja 1999.